Posadziłem różę.
Jak wiadomo, nie mam szczęśliwej ręki do roślin. Kilkakrotnie eksperymentowałem z iglakami (od czasów liceum), kaktusami (od czasów podstawówki) i niestety, ale kończyło się bardzo nieprzyjemnie dla roślin.
Ostatnio znów chodził za mną iglak. Po spędzeniu w sklepie godziny z okładem wyszedłem stamtąd z różą, dwoma worami ziemi i nawozem. Dzień później prewencyjnie dowiozłem wór ziemi oraz keramzyt i rękawice.
Róża Hanky-Panky wylądowała w donicy po iglaku. Oglądałem kilka różnych rabatowych, ale ta mnie ujęła. Poza tym, nazwa też się dobrze kojarzy, choć Cytrusowi powiedziałem tylko tyle, że ma coś wspólnego z Madonną 🙂
Tak w ogóle to chodzi za mną jeszcze jedna, tylko tym razem wielkokwiatowa. Nie potrafię się póki co zdecydować, ale raczej coś się pojawi. Poza tym, idzie do mnie książka o różach – mam wrażenie, że wszystkie książki o różach piszą Niemcy – bo jednak nie chcę być takim całkowitym ignorantem (=głównie z myślą o biednych zieleninach).